Moja przygoda z akwarystyką rozpoczęła się jeszcze w szkole podstawowej, ponad 30 lat temu. Zaczęło się od małego, 20–litrowego akwarium z filtrem wewnętrznym gąbkowym, własnoręcznie wykonanym oświetleniem, delikatnymi szklanymi rurkami do napowietrza i z niesamowicie głośnym brzęczykiem firmy Skalar. W nim przewijały się głównie gupiki, mieczyki, danio, molinezje, skalary i oczywiście jakiś tam „glonojad”. W tamtych czasach trudno było kupić cokolwiek.
Przez kilka lat uczyłem się podstaw akwarystyki od mojego taty: karmienia żywym pokarmem (tubifex), łowienia dafni, hodowli wiecznie rozmnażających się gupików (wykonywania kotników z plastikowych pojemników po kosmetykach z Pewexu) oraz czyszczenia szyb z glonów za pomocą żyletki z maszynki do golenia mojego taty.
Potem było długo, długo nic, aż w końcu, w nowym mieszkaniu, mogłem sobie pozwolić na zupełnie nowe akwarium. Właśnie wtedy zainteresowałem się arowaną. Po raz kolejny odbyłem rozmowę z moim guru (Sławkiem) w sprawach akwarystycznych i po długich namysłach mój wybór padł właśnie na arowanę
srebrną.
W tamtym czasie moje akwarium miało pojemność 240 l, wymiary 120x40x50 cm i taka objętość wszystkim, którzy cokolwiek słyszeli o tej rybie, wydawała się wystarczająca. Niestety realia bardzo szybko zweryfikowały moją wiedzę i teraz zdaję sobie sprawę, że takie akwarium było stanowczo za małe nawet dla młodej arowany.
Do dzisiaj dnia nie żałuję decyzji przy wyborze Arowany i chyba już na zawsze ta ryba postanie moją ulubioną.
Michał Malejko